Można powiedzieć...wracam :) ale to nie taki sam powrót jak dotychczas. Wracam silniejsza, odporniejsza na smutek, na łzy...patrząc z perspektywy wydarzeń sprzed roku ostatnie wydarzenia uświadomiły mnie że prawdziwe problemy zaczynają się tu...w realu. Ważne żeby umieć się podnieść...bo każdy z nas upada pod ciężarem różnych problemów. Ja mogę powiedzieć że chyba wygrałam z nimi, ale....to nie oznacza że zapomniałam...bo ciągle pamiętam to co się wydarzyło tydzień temu, pół roku temu, rok temu...te problemy miały dla mnie taką samą wagę...silniejsza mogę wrócić i pokazać że jestem inna...Zatem...cześć ;) pamiętasz mnie ? Ja pamiętam.... A ta nutka jeszcze bardziej przywołuje we mnie to co było...
To znowu ja...dawno mnie tu nie było. Co słychać ? Żyję, układam sobie to życie jakoś. Ktoś pewnie zadałby mi teraz pytanie czy żałuję tych ostatnich dni, tego ostatniego czasu, tego na co się godziłam...nie, nie żałuję...nigdy nie można niczego żałować, bo przecież przez jeden moment to było dokładnie to czego chciałam, na co się godziłam...to była moja, świadoma decyzja, może nie najlepsza...ale moja...wiele razy miałam ogromny dylemat i myślę że to jest jeden z najtrudniejszych wyborów w życiu...zdecydować czy rezygnować...czy starać się jeszcze bardziej. Niestety, pomimo moich starań...nie wyszło, zabrakło chęci z drugiej strony ;) Mimo wszystko, nie zapomniałam, chyba nigdy nie zapomnę, bo jeśli na kimś Ci zależy/zależało czy tego chcesz czy nie, zawsze będziesz pamiętać, zawsze będziesz pamiętać pierwsze spotkanie, pierwsze rozmowy, pierwszy pocałunek, wszystko...wszystko to "pierwsze" które przeżywałeś z Tą osobą...Czy dałabym się jeszcze raz w to wszystko wciągnąć? Po raz kolejny ? Heh...myślę że można dawać milion szans...pod warunkiem że walczysz o właściwą osobę....
"Może kiedyś, po latach, jednak szepnę nieśmiało: - Kiedyś, tamtego lata, strasznie Panią kochałem... A Ty przerwiesz w pół zdania me wyznania zabawne. - I ja Pana kochałam... Wtedy latem i dawniej..." I nic prócz małej chwilki żalu Nie złączy nas kochana W tym dziwnym życiu, śmiesznym balu miłości niewyznanych..."
Proces odkochiwania się jest cholernie trudny i trwa długo...jest wyniszczający i bolesny ale skutkuje....bo ja pamiętam...i będę pamiętała, każdego motyla w brzuchu, każdy szczęśliwy dzień, każdą chwilę.Nie będę może już kochała...ale będę pamiętała zawsze. Będzie brakowało mi tego nie raz, ale gdy się już pozbieram całkowicie nie będzie jak kiedyś, że wyrzekłabym się wszystkiego żebyś wrócił...czas zmienia punkt widzenia. A tamta dziewczyna powoli znika...i pojawia się kobieta, która myśli o sobie, która wie, że jest wartościowa i zasługuje na wiele a gdy już będę miała pewność, że to ten...będę oddychać i żyć tak jakby jutra miało nie być. Czasami chciałabym Cię zapytać co u Ciebie...o czym teraz myślisz...czy śpisz...czy myślisz o mnie w ogóle...czy pamiętasz mnie może...czy mi o tym wszystkim poopowiadasz...
A więc...stało się! Zaczyna mijać mi okres "żałoby" i w to miejsce wkracza okres: "żyj!" Nie oznacza to jednak że zapomniałam o wszystkim, bo to co się wydarzyło przez ostatni okres, nauczyło mnie wielu rzeczy i nie mam czego żałować w sumie...Zdarzyło się to co chciałam żeby się wydarzyło, niestety z marnym skutkiem, ale przynajmniej próbowałam i nie mogę sobie pluć w brodę i żałować...Oddzielam to grubszą kreską i żyję, żyję tak jak powinnam żyć, żyję tak jak na to zasługuję a sądzę że zasługuję, ostatnio się o tym przekonałam, tzn ktoś mnie w tym uświadomił :) i dziś mam więcej sił do tego by szukać i gonić swoje szczęście i swoje marzenia. Dzięki nim zaczęłam się więcej uśmiechać i wierzyć w siebie. Myślałam ostatnio czy nie usunąć tego bloga aleeee...... ale, ale....stwierdziłam że nie zrobię tego. Jeśli będę miała chwilę, to oczywiście zajrzę tutaj by napisać o tym co się u mnie dzieje, może nawet pomyślę o zmianie nazwy, wyglądu tego bloga...to oczywiście zależy od tego co się w niedługim czasie wydarzy...ale nie zdradzę o co chodzi haha! Sam się domyślaj i zastanawiaj nad tym ;) Nutka, którą ostatnio dość często nucę...nucę...drę się jak stare gacie wręcz :D A dzisiaj po tym pięknym remisie z mistrzami świata....to już w ogóle. W sumie to wczoraj...ale nieważne. Jak tu nie chcieć żyć ? Aha! Jeszcze jedno. Wiem, że czytasz :) wiedziałam to już dawno w sumie. Czytaj, czytaj, w końcu tylko w taki sposób możesz dowiedzieć się co u mnie, jak się czuję.
"Możesz zapisać się na fitness, salsę lub kurs serbskiego. Możesz chodzić co wieczór do klubu i upijać się do nieprzytomności. Możesz czytać piętnaście książek tygodniowo. Możesz nieustannie układać ubrania w szafie. Możesz spotykać się ze znajomymi. Możesz zwiedzać dalekie kraje. Możesz wypijać butelki różowego wina. Możesz spalić wszystkie zdjęcia. Możesz wyłączyć telefon. Możesz uciekać na koniec świata. Możesz próbować się ukryć. Możesz odejść...ale nie możesz zapomnieć...”
Co znaczy to słynne zdanie wypowiedziane przez Geoffreya Chaucera...dla mnie chyba nic....Nie ma czegoś takiego...gdybym miała dzisiaj zrobić bilans wszystkich zysków i strat , ciągle byłabym "na minusie"...straty przewyższają zyski, odbijają się niestety na mnie, na tym co robię... mimo tego że minął już jakiś czas...dalej czuję to samo, dalej myślę to samo, dalej mam tą samą nadzieję...Wiem jak to jest kiedy ukochana osoba mija bez słowa...wiem jak to jest kiedy chcę spojrzeć w oczy ukochanej osobie ale nie mogę...wiem jak to jest kryć łzy za uśmiechem....wiem jak to jest kiedy w rozmowie łamie się głos...wiem jak to jest tracić wszystko patrząc na Niego wnioskując że już mu nie zależy...wiem jak to jest kiedy tygodniami, miesiącami czekam na jedną głupią wiadomość, mając pewność że nie napisze...wiem jak to jest kiedy kładę się spać z nadzieją że wreszcie szlochanie nie będzie mi przeszkadzało w zasypianiu...wiem jak to jest kiedy wstając rano wiem że ten dzień będzie taki sam jak poprzedni...jak mam wierzyć że czas leczy rany? To co bolało dalej gnije gdzieś tam na dnie serca i często przypomina o sobie, staje się widoczne, pozostawia ślad na duszy, w sercu, na twarzy, w spojrzeniu, w ruchach...Strata kogoś kto jest dla mnie cholernie ważny konfrontuje mnie z gwałtowną koniecznością zmiany wszystkiego co czułam i nikt mnie w takim wypadku nie pyta czy jestem na to gotowa...a to boli. Czas nie leczy ran... tylko przyzwyczaja do bólu, oswaja z zaistniałą sytuacją....ale rany zostają i dość często są rozdrapywane na nowo a to sprawia że niestety nie można zapomnieć i wyleczyć się z tego do końca...to tak jak z bólem kolana, mimo tego że je leczysz, na jakiś czas uśmierzasz ból, za jakiś czas on wraca...i dokucza już zawsze...a Ty jedyne co możesz zrobić to przyzwyczaić się do tego i mieć nadzieję, że kiedyś ktoś wynajdzie lekarstwo na ten ból i na tą chorobę... To smutne...że coś tak pięknego skończyło się po prostu, tak z dnia na dzień... To jest nuta przy której zawsze ryczę jak bóbr...ten bit mnie po prostu rozwala...tekst 2 zwrotki - miazga...dokładnie oddaje to co czuję... "Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza..." M. Pawlikowska-Jasnorzewska "Miłość"
"Tutaj wcale nie chodzi o szaleńczą miłość i super nagłe zakochanie. Nie chodzi o to, żeby porzucił dla mnie całe swoje dotychczasowe życie i każdą minutę spędzał ze mną. Nie chodzi o to, że ma zjadać ze mną każdy posiłek i zapomnieć o tym, że ma jakieś tam koleżanki. Nie chodzi też o to, że ma zmienić tryb swojej codzienności i olać swoje pasje i wypełniacze czasu. Zupełnie nie o to chodzi.... Chodzi o to, żeby wieczorem, przed snem pomyślał, że dobrze widzieć mój uśmiech. Żeby stojąc w długim korku po skończonych zajęciach przypomnieć sobie ciche rozmowy. Żeby między siłownią, a obiadem napisać smsa, że jednak zjadłby mój deser. Żeby wiedział, że Jemu zawdzięczam mój błysk w oku. I że lubię Go trochę bardziej. Żeby czasem stwierdził, że chce się ze mną spotkać i ten czas jest cenny. Żebym wśród kolegów nie była tylko „koleżanką”, a wśród koleżanek „kolejną”. Żebym była coraz bliżej Niego, tak jak On coraz bliżej mnie. Chcę być częścią Jego świata. Nie całością..."